środa, 8 maja 2013

Kto szuka ten wielbłądzi

Już od czasów liceum mój sposób żywienia ulegał modyfikacjom. Nie, żeby się odchudzać. Nie oto chodziło.



Najpierw byłam wegetarianką - dlatego, bo raz zatrułam się mięsem w zupie (przynajmniej tak mi się wydawało). Twardo przez wiele lat trzymałam się tej diety. Wówczas już nie potrafiłam zjeść nic co miało oczy. W szkole na zajęciach gastronomicznych zrobiliśmy rybę po grecku. Ok. Trzeba to trzeba. Pani jednak była oburzona, że nie chcę spróbować tego co zrobiłam.

Ludzie mieli ze mną problem. I co ty dziecko będziesz jadła? - stały punkt imprez rodzinnych. Wegetarianie tak mają, że jak nie jedzą mięsa to już nie ma dla nich nic do jedzenia (punkt widzenia zagorzałych pożeraczy mięsa). Jest przecież tyle różnych produktów, że aż szkoda gadać. A jak ktoś oprócz tego co miało oczy jada wszystko inne to ma mnóstwo możliwości.

Po tym etapie stałam się wszystkożercą. Nie było łatwo powrócić do ryb i mięs. Jednak wróciłam. W tamtych czasach ciężko było o posiłki wegetariańskie, szczególnie na wyjazdach grupowych. Pamiętam jeden wyjazd zagraniczny. Codziennie na śniadanie parówki, chleb i nic więcej. Nawet roślin nie było. Inne posiłki nie lepsze - ryż albo makaron polany sosem mięsnym i do tego parówki (ze śniadania chyba) albo jakieś inne mięsa. Do tego nieziemsko słodka herbata. Ja praktycznie nic tam nie jadłam.

Później postanowiłam być znowu odmieńcem. Dla celów doświadczalnych odstawiłam wszystko co zwierzęce. Zostałam weganką. Chciałam sprawdzić czy nie jestem uczulona na jakiś produkt odzwierzęcy. No tak, dopadła mnie jakaś alergia trudna do zidentyfikowania. Wzięłam sprawy w swoje ręce. Okazało się, że reakcji alergicznych nie mam z powodu jedzenia mięs czy nabiałów. Po trzech miesiącach przerzuciłam się na wegetarianizm.

Znowu kilka ładnych lat funkcjonowałam po wegetariańsku. Okazało się jednak, że za bardzo nie mogę jeść nabiału. Jakieś białko trzeba spożywać a roślinne nie do końca zaspakajało moje potrzeby. Z wielkim trudem powróciłam do "normalnego" jedzenia. Prawie w ogóle przestałam jeść sery i przetwory mleczne. Czułam się lepiej. Z czasem jednak nabawiłam się niesamowitej nadkwasoty. Już nawet silne tabletki na receptę mi nie pomagały. Znowu wzięłam los w swoje ręce. Znalazłam nowy sposób odżywiania.

To tyle w skrócie.

Patrząc wstecz na to, jak ja się żywiłam, mogę wysnuć następujące wnioski:

- niezależnie od tego jaką dietę stosujesz na co dzień - urozmaicaj swoje posiłki (monotonia dobija)
- jedzenie produktów przetworzonych, z konserwantami i sztucznymi dodatkami powoduje alergie i problemy zdrowotne (jak to sobie uświadomiłam i unikam takich produktów - nie stosuję już tabletek przeciwalergicznych)
- jedzenie chleba nie jest konieczne, można zastąpić go kaszami (produktami pełnowartościowymi)
- posiłki przyrządzane w domu są pewniejsze niż kupione na mieście (wiesz co jesz)
- jedz dużo warzy i owoców - w proporcji minimum 1/3 mięsa i 2/3 warzyw
- nie trzeba jeść codziennie mięsa, jest tyle wspaniałych posiłków wegetariańskich że aż miło.

A poza tym nie dajmy się zwariować - czasem można zjeść coś mniej zdrowego, zapewniam jednak, że te niezdrowe posiłki przestaną nam smakować jak poznamy prawdziwy, naturalny smak jedzenia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarz, doceniam, że odwiedzasz moją stronę